środa, 15 lipca 2015

Ryzyko.

Jakby nie patrzeć, ryzyko nie jedno ma imię. Codziennie ryzykujemy - wstać czy nie wstać, czy wypić tą kawę czy może nie.
No dobra ale to nie takie ważne. Zaryzykowałam i przyjechałam do USA jako AuPair. Zaryzykowałam wszystko nie ryzykując z niczego. Studia skończone, związek z partnerem zakończony, pracy nie ma, a przyjaciele jeśli są przyjaciółmi to nimi pozostaną nieważne gdzie jesteś.

W dniu dzisiejszym zaryzykowałam i pojechałam do miasta obok pograć sobie w siatkówkę. No i wyszło jak myślałam że wyjdzie - o mało co mnie nie pozabijali tam. No dobra nie umiem grać tak jak oni w siatkówke no ale staram sie okej? Matko nie wiem co jest nie tak z tymi ludźmi, ale nie ma co sie przejmować, jeszcze im pokaże :P
Coś czuje że jeszcze w dniu dzisiejszym czeka mnie pare innych ryzykownych sytuacji.

Myśląc o znaczeniu słowa RYZYKO przychodzi mi na myśl jedno z moich doświadczeń. Ponad rok temu zaryzykowałam dla wielkiej  miłości. Dla miłości w USA. Skończyłam studia magisterskie w przyśpieszonym terminie, zostawiłam rodzinę i przyjaciół. Wszystko co miałam. Musiałam zarobić na bilet, wizę i inne. Oddałam się temu RYZYKU całkowicie. No i wszystko na chuj. Jak zwylke wyszło jak wyszło a miało być tak pięknie. Wróciłam do Polski po pół roku bycia w toksycznym związku z dala od domu, przyjaciół i strefy bezpieczeństwa (psychicznego). Ale co było a nie jest nie pisze sie w rejestr.

Najbardziej stresuje mnie RYZYKO podjęcia decyzji (bardziej niż sama decyzja) czy przedłużyć o kolejny rok mój pobyt w USA z tą samą rodzinką, a może zmienić...? Nie wiem. Spisałam sobie wszystkie plusy i miniusy i niby wychodzi mi że wiecej mam na TAK ale boje się jak to będzie  wyglądało z moim grafikiem przy czwórce dzieci. Kocham ich bardzo mocno ale czy moja miłość jest wystarczająca żeby zostać z nimi na kolejny rok i przez 365 dni znosić ich humorki, płacze i wrzaski..?

Najważniejsze to sie nie bać, wiec pamiętajcie,

Z PODNIESIONĄ GŁOWĄ ZDOBYWAJMY ŚWIAT!

wtorek, 14 lipca 2015

Prawda.

Prawda jest taka ze to wszystko to gowno prawda. Raz jestem szczęśliwa raz chce mi sie ryczeć. Tak tak wiem ze nie jestem jedyna. Ale uwaga uwaga, porażka milionowy zaczynam pisac bloga impreza milionowy 'obiecuje' poprawę. Zobaczymy na jak długo.
Ostatnio bardzo sie pozmieniało. Moja hostka urodziła maleństwo - udaję ze nie czuje sie pewnie ażeby sie nim nie opiekować, ofc musiałam zostać na ten czas kiedy ona była w szpitalu z trojka dzieci i babcia która niejako tez wymaga opieki i tak, czułam sie wykorzystywana ale na szczęście sie opłaciło. Mała jest nawet słodka i wcale duzo nie ryczy (jeszcze) tylko ciagle głodna chodzi (jak to bywa u noworodków). Starsze dzieciaki spoko. Moja dwulatka jak dla mnie perfekcyjnie tylko ze nic nie gada oprócz 'nina' (czyli ja) 'ni ma' 'no more' 'more ' mama dada i kilka innych. Porażka. Ofc sika w pieluchy ale ja tam noe bede sobie stwarzać więcej roboty. Pozostała dwójka - raz dobrze raz średnio ale ostatecznie to matka trzyma wodze nad nimi.
Pogoda super! Super gorąco ze ba nic nie ma sie ochoty! Hahaha

Ale uwaga uwaga!
Wczoraj w parku poznałam mamę i sie okazało ze to Polka!!!! O mało nie padłam z wrażenia :) ofc od razu wymieniliśmy sie nr :)

Ok to tyle na dziś. Jestem ostatnio przemęczona bo po pracy chodzę na zumbe i siatkówkę - nie ma obijania sie!!! A siłownia jak zamknęli 3 miesiące temu tak dalej nie powstała żadna nowa...

Pozdrawiam wszystkie wykorzystywane mniej lub bardziej AuPair!